Zaledwie 4 miesiące po japońskim ataku na Pearl Harbor amerykańskie bombowce niespodziewanie przeprowadziły nalot na samo serce Cesarstwa Japonii – Tokio.

James Doolittle, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=43254
Dowódca akcji, gen. James Doolittle (w 1942 w randze podpułkownika)

Japoński Blitzkrieg

Przez pierwsze pół roku od uderzenia na Pearl Harbor, Japończycy odnosili zwycięstwo za zwycięstwem, w efekcie opanowując rozległe obszary w szeroko rozumianej strefie Pacyfiku.

Do kwietnia 1942 roku Japończycy zdołali podporządkować sobie takie terytoria jak Tajlandia, wyspa Guam i Hongkong (grudzień 1941), południową część Półwyspu Malajskiego (styczeń 1942) oraz leżący na jego krańcu Singapur (luty 1942), a następnie Indyjskie Indie Wschodnie (dzis. Indonezję – marzec/kwiecień 1942). W międzyczasie potomkowie samurajów zdążyli także poczynić postępy w Filipinach, które w owym czasie były terytorium podległym Stanom Zjednoczonym.

W tak niekorzystnej sytuacji geostrategicznej Amerykanie potrzebowali sukcesu, który zwiększyłby morale żołnierzy i odbudował wiarę w zwycięstwo.

Już kilkanaście dni po Pearl Harbor prezydent Franklin Delano Roosevelt przedstawił wobec swoich wojskowych pomysł, aby Stany Zjednoczone przeprowadziły nalot na terytorium Japonii.

Plan Roosevelta był jednak niełatwy do wdrożenia. Amerykanie nie dysponowali w owym czasie bazą lotniczą, która byłaby odpowiednia do przeprowadzenia akcji przez bombowce dalekiego zasięgu. Ostatecznie postanowiono wykorzystać lotniskowiec. Nie chcąc ryzykować utraty samolotów pokładowych, zdecydowano o użyciu bombowców B-25 Mitchell, których jak dotąd nie zwykło się użytkować na okrętach lotniczych. Samoloty te należało zatem dostosować do nietypowego dla nich zadania.

Amerykanie przystąpili do dokonania odpowiednich modyfikacji. Aby zwiększyć zasięg samolotów, zredukowali ich ciężar, usuwając niepotrzebne elementy wyposażenia (a nawet montując w miejsce oryginalnych części atrapy), a także zaopatrzyli maszyny w dodatkowe zbiorniki z paliwem.

Przebieg misji

Po tygodniach przygotowań, w kwietniu 1942 amerykańscy wojskowi wyruszyli na akcję, której celem było uderzenie w stolicę Imperium Japońskiego. Siły amerykańskie na Oceanie Spokojnym zaczęły przemieszczać się w kierunku wysp Nipponu, aby – gdy znajdą się w odpowiedniej odległości – dać sygnał do rozpoczęcia ataku.

18 kwietnia 1942 ok. 7:30 zbliżające się ku Japonii siły amerykańskie zostały jednak spostrzeżone przez patrolującą okoliczne wody łódź japońską “Dai-23 Nittō Maru”. Amerykanie prędko zatopili wrogą jednostkę. Nim jednak tego dokonali, japońska łódź najprawdopodobniej zdołała ostrzec swoje dowództwo, iż wykryła obecność sił amerykańskich w swojej okolicy.

W obliczu takiego obrotu spraw, żołnierze US Army musieli przyspieszyć rozpoczęcie ataku. Przeprowadzili go tym samym 10 godzin wcześniej i w odległości ponad 300 km większej niż pierwotnie planowali.

Już po godzinie 8:00 samoloty amerykańskie wystartowały z lotniskowca i ruszyły z pierwszą od początku wojny misją bombardowania terytorium Japonii.

Jako pierwszy odleciał z amerykańskiego lotniskowca dowódca całej operacji, ppłk James “Jimmy” Doolittle. By wzbić się w powietrze, miał on do dyspozycji jedynie 150 metrów pasa startowego. Wszystkie 16 bombowców zdołało z powodzeniem wystartować z lotniskowca USS “Hornet”. By dotrzeć do Japonii, samoloty miały do pokonania dystans ok. 1200 km.

Trasa "Rajdu Doolittle'a", By Roche10 - Own work, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=29742600
Trasa “Rajdu Doolittle’a”

Około południa Amerykanie znaleźli się nad Japonią i rozpoczęli bombardowanie celów. Rażone zostały fabryka czołgów, składy broni czy elementy japońskiej infrastruktury. Amerykanie zaatakowali tego dnia Tokio, Jokohamę, Osakę czy Nagoję.

B-25 Mitchell, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=362271
Amerykański średni bombowiec B-25 Mitchell

Nagły atak był dla Japończyków prawdziwym szokiem. Obrońcy nie zdołali w sposób adekwatny odpowiedzieć na niespodziewany atak. Japończykom nie udało się zestrzelić ani jednego z 16 amerykańskich bombowców.

Nie oznacza to jednak, że Amerykanie obyli się bez strat. Spośród wszystkich maszyn tylko jedna zdołała po nalocie z powodzeniem wylądować w kontynentalnej Azji (w ZSRR). Pozostałych 15 pilotów po wykonaniu zadania i opuszczeniu japońskiej przestrzeni powietrznej, ewakuowała się z lecących maszyn w okolicach chińskiego wybrzeża, zaś ich bombowce rozbiły się.

Co to wszystko dało?

Rajd lotników Doolittle’a był wydarzeniem o nikłym znaczeniu militarnym, ale wywarł istotny efekt psychologiczny na obydwie strony konfliktu. Atak uświadomił Japończykom, że ich kraj znajduje się w strefie bezpośredniego zagrożenia atakiem przeciwnika, a zarazem podbudowywał morale strony alianckiej.

Co więcej, wskutek całej akcji Amerykanie osiągnęli także pewne korzyści natury strategicznej. Począwszy od nalotu Doolittle’a Japończycy przerzucili bowiem część swoich sił morskich do obrony rodzimych wysp, dokonując dekoncentracji swoich oddziałów.

Nalot na Japonię został wykorzystany przez Amerykanów także dla celów propagandowych. Jeszcze w czasie wojny, w 1944 roku nakręcili oni film wojenny pt. Trzydzieści sekund nad Tokio, inspirowany wydarzeniami sprzed dwóch lat.

Pierwsze amerykańskie bombardowanie ziem japońskich przyniosło niewielkie zniszczenia i miało głównie znaczenie symboliczne. Inaczej będzie z ostatnimi nalotami amerykańskimi na Japonię. Te, przeprowadzone w sierpniu 1945 roku z wykorzystaniem śmiercionośnej broni nowego typu, okażą się decydującym czynnikiem, który ostatecznie skłoni Japonię do wycofania się z II wojny światowej.

Wybierz kraj i zobacz artykuły historyczne na jego temat: